Nad nim wciąż huczał i syczał “Motor Brown-Pericord.” Tak przesiedział kilka minut, a może kilka godzin.
Tysiące szalonych myśli roiło się w jego rozpalonym mózgu. Był przecież mimowolną przyczyną śmierci towarzysza, ale któż mu uwierzy? Ubranie miał zbroczone krwią... wszystko świadczyło przeciw niemu. Lepiej uciekać... a jeszcze lepiej było by uwolnić się od trupa, aby mając kilka dni czasu, usunąć wszelkie podejrzenia... Wtem dał się słyszyc silny huk i Pericord zerwał się na równe nogi. Worek z cegłami podnosząc się, zaczepił się za belkę w suficie.
Przy uderzeniu zerwał się drut, łączący aparat z maszyną i ta ostatnia spadła na ziemię. Pericord uwolnił koło, motor był cały. Szalona myśl przebiegła mu przez głowę.
Teraz maszyna była dlań ciężarem. Miał możność uwolnić się od niej i od trupa...
Otworzył wrota szopy i wyniósł trup towarzysza.
Brown leżał pod gołem niebem, oświetlony bladem, zimnem światłem księżyca.
Niedaleko znajdował się niewielki wzgórek. Pericord dostawszy się na wierzchołek, ostrożnie położył trupa na ziemi...
Potem wrócił się do szopy i przeniósł stamtąd na pagórek koło, motor i skrzydła.
Drżącemi palcami otoczył trupa stalowem kołem, przymocował skrzydła, skrzynkę z motorem, połączył metalowe przewodniczki. W ciągu dwóch lub trzech
Strona:PL Mark Twain-Trup w obłokach.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.