— Okupu? Co to znaczy?
— Nie wiem dobrze... „Wziąć okup.“ Tak stoi w książkach, naturalnie więc tak czynić trzeba.
— Ale jakże możemy tak czynić, skoro nie wiemy dobrze, co to jest?
— E! nie nudź. Musimy i koniec. Nie słyszysz, tak w książkach stoi!
— Więc chcesz być rozbójnikiem byle jakim i robić nie to, co potrzeba, lecz to, co ci przyjdzie do głowy?
— Dobrze ci mówić, Tomku, ale jabym tylko chciał wiedzieć, co będzie, jeżeli i nasi jeńcy nie będą rozumieli, co to jest „okup?“ Jak ty myślisz: co to znaczy?
— Nie... nie wiem... Może oni będą wiedzieli...
— A jeżeli nie będą, to co?
— Ha! to trzeba ich będzie trzymać w niewoli, dopóki nie pomrą.
— A! tak, to rozumiem. Tak, to dobrze. Czemużeś odrazu tak nie mówił? Myślę tylko, że będzie z nimi dużo kłopotu, bo to im trzeba jeść dawać i pilnować, żeby nie pouciekali.
— Co też ty pleciesz, Beniu? Jakże mogą pouciekać, z pod straży, gotowej do zabicia ich, gdy palcem ruszą?
— Straż? A to mi się podoba! Więc musimy pilnować ich dnie i noce?
— Głupstwo! Dlaczego nie mamy zabić ich odrazu, zamiast czekać aż „wezmą okup“ i umrą?
— Dlatego, że tak stoi w książkach. Powiedz mi raz, Beniu, czy chcesz być prawdziwym rozbójnikiem, czy nie? Albo myślisz może, że ci, co pisali
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/032
Ta strona została uwierzytelniona.