Wreszcie porwałem siekierę i dalejże walić we drzwi, aż drzazgi lecą. Zrąbawszy drzwi co się zowie, zaniosłem wieprzka do izby, położyłem go przy samym stole, wbiłem mu siekierę w gardło i zostawiłem tak, żeby na ziemię krwi naciekło. Następnie wziąwszy stary worek, napchałem w niego kamieni, unurzałem we krwi i wlokłem za sobą, od miejsca gdzie leżał wieprzak, aż do rzeki. Tam go wrzuciłem i zaraz poszedł na dno. Szkoda, że nie było przytem Tomka Sawyer, bo on bardzo się zapala do wszystkiego, co wymaga trochę wyobraźni i pomysłowości.
Załatwiwszy się z workiem, wyrwałem sobie trochę włosów, przylepiłem je do zakrwawionej siekiery, którą wreszcie rzuciłem w kąt. Wtedy dopiero podniosłem z ziemi wieprzka, wziąłem go, jak dziecko, na ramiona, otuliłem połami ubrania, żeby krew z niego nie kapała, i poniosłem ku rzece. Wyjąwszy z łodzi worek z mąką, zaniosłem go napowrót do domu i podziurawiony piłą, postawiłem na zwykłem miejscu. Nakoniec powlokłem drziurawy worek po trawie w zupełnie przeciwną stronę, do niewielkiego jeziorka, zarosłego trzciną i szuwarem. Pełno tam bywało cyranek i różnego ptactwa wodnego. Z tamtej strony jeziorka wypływał strumyk, który płynął nie wiem już gdzie, ale z pewnością nie wpadał do naszej rzeki.
Mąka, sypiąc się przez dziurę, ubieliła ścieżkę od samego domu aż do jeziorka. Rzuciłem tam jeszcze tatki osełkę do ostrzenia nożyka, niby przypadkiem upuszczoną. Wtedy dopiero, zebrawszy brzegi dziur
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/060
Ta strona została uwierzytelniona.