Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.

była przymocowana, trzymając się cienia, przez gałęzie drzew nadbrzeżnych rozpostartego na wodzie, daliśmy się unieść prądowi i opuściliśmy wyspę.





ROZDZIAŁ XII.

Powolna żegluga. — Pożyczanie. — Na pokładzie tonącego parowca. — Zbrodniarze. — „To się sprzeciwia moralności.“ — „Niema tratwy!“

Musiało już być koło pierwszej, gdy wyspa znikła nam z oczu, a jednak gotów byłem przysiądz, że tratwa stoi na miejscu, tak się nam czas długim wydawał. Gdybyśmy byli spotkali kogokolwiek, bylibyśmy natychmiast skoczyli do łodzi i uciekli na brzeg Illinois. Dobrze się jednak stało, że nie zaszła potrzeba ucieczki, gdyż nie włożyliśmy do łodzi ani strzelby, ani wędki, ani czegokolwiek do jedzenia. Strach nie pozwalał myśleć o tylu na raz drobiazgach.
Gdyby nas kto naprawdę szukał na wyspie, to byłby najpierwej pośpieszył do ognia, który roznieciłem naprzeciw Missouri, i przez to samo przeoczyłby nas, płynących odnogą od strony Illinois. Jeżeli nikt nas nie szukał i mój ogień nikogo nie wywiódł w pole, to już nie moja wina. Zrobiłem, co mogłem, żeby figla wypłatać amatorom trzystu dolarów.
Gdy już świtać na niebie zaczynało, zatrzymaliśmy się podle ławicy piaszczystej, leżącej nieopodal