— On sam.
— Panie, zmiłuj się! Cóż oni tam robią? Po co tam leźli?
— Że nie naumyślnie, to pewno!
— A pewno! Panie, zlituj się, niema dla nich ratunku, jeżeli nie uciekną ztamtąd czemprędzej. Jakimże sposobem dostali się w taką pułapkę?
— Bardzo prostym. Miss Hooker pojechała z wizytami do miasta...
— Tak, do Booth Lauding. Cóż dalej?
— Pojechała z wizytami do Booth-Lauding i przed samym wieczorem wsiadła ze swoją murzynką na prom, który miał ją zawieźć z miasta do panny, Bóg ją wie, jak się nazywa, bo zapomniałem. Ta panna, to wielka jej przyjaciółka i miss Hooker chciała u niej nocować. Na samym środku rzeki przewoźnik zgubił wiosło, prom okręcił się parę razy w około, a potem popłynął z wodą, wiorstę, dwie, wreszcie natknął się na parowiec i zatonął. Przewoźnik utonął także i murzynka i powóz z końmi i wszystko, tylko jedna miss Hooker dostała się na pokład parowca. A potem, na godzinę przed zachodem słońca, tatko, mama, siostra i ja płynęliśmy sobie w naszej łodzi, w tej, w której jarzyny na targ wozimy, ale że ciemno było, więc nie widząc parowca, uderzyliśmy także o niego. Z nas nikt nie utonął, ale za to utonął Bill Whiphjile, taki dobry, taki dobry! Najlepszy w świecie chłopiec! Tak mi go strasznie żal, że wolałbym był sam utonąć... słowo daję, wolałbym.
— Co ja słyszę! Co ja słyszę! Jak żyję, nie
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.