Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

ki obaj nie przepadliśmy wpośród wysepek, tak że jeden nie wiedział, gdzie szukać drugiego. I czy nie uderzyłem o jedną z tych przeklętych wysepek, że mało mi się tratwa nie rozbiła, a ja sam o mało nie utonąłem? Nie było tego wszystkiego, powiedz? Nie było?
— Nie rozumiem cię, Jim. Nie widziałem ani mgły, ani wysp, nie hukałem i nie gubiłem ani drogi, ani ciebie. Siedziałem tu przez całą noc i rozmawiałem ciągle. Dopiero teraz, najwyżej przed dziesięcioma minutami, usnąłeś i zdaje mi się, że ja usnąłem także. Nie mogłeś przecie upić się w tak krótkim przeciągu czasu, więc śniłeś.
— Jakże mogło mi się śnić tyle rzeczy przez tak krótki przeciąg czasu?
— Widocznie musiało ci się śnić, skoro mówisz o tem, co nigdy nie miało miejsca.
— Kiedym ja to wszystko widział. Na własne oczy widziałem... jak najwyraźniej.
— Zdaje ci się, żeś widział, ale tego wszystkiego nie było. Zaręczam ci, że się ztąd wcale nie ruszałem.
Przez kilka minut Jim milczał, rozmyślając widocznie nad tem, cośmy mówili. W końcu rzecze:
— No, może być, że mi się to wszystko śniło, ale niech mnie kaczki zdepczą, jeśli miałem kiedy sen tak wyraźny i męczący.
— A tak! bo czasem sen zmęczy gorzej od prawdy. Ależ to sen zabawny, rozpowiedz-no mi go, Jim.
Tu Jim, głos zabrawszy, opowiedział mi wszystko, szczegół po szczególe, wszystko tak, jak było,