Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

Na teraz pozostawało tylko pilnie uważać na brzegi, aby czasem nie prześlepić miasta. Jim był pewny, że je zobaczy, ponieważ na jego widok od razu wolnym się stanie; gdyby zaś miasto prześlepił, znalazłby się znów w stanach, gdzie niewolnictwo istnieje, i straciłby wszelką nadzieję zostania wolnym. Co chwila więc zrywał się z miejsca i wołał:
— Kair! O, Kair!
Ale Kairu nie było. Światełka, które Jim widział, były to błędne ogniki lub świecące robaczki, znów więc siadał i wzrok wytężał, oczekując chwili, w której nareszcie zobaczy miasto. Jima aż febra trzęsła ze wzruszenia na myśl o blizkiej wolności. Prawdę mówiąc i ja drżałem, patrząc na niego, bo zaczynało mi świtać w głowie pojęcie, że Jim już wolny. A za czyją sprawą? moją! Owa pewność tak mnie dręczyła, że spokoju znaleźć nie mogłem. Przedtem nigdy mnie ta kwestya nie zajmowała, ale teraz coś mnie wewnątrz gryzło i dręczyło. Przekonywałem siebie, że to nie moja wina, że to nie ją skłoniłem Jim’a do porzucenia swej właścicielki, ale to wszystko nie skutkowało.
„Wiedziałeś przecie — mówiło mi moje sumienie — że Jim po to uciekł, żeby się schronić do stanów wolnych? Trzeba ci było przybić do brzegu i powiedzieć o tem pierwszemu, kogo spotkasz.“ I prawda! sumienie miało racyę; to też dokuczało mi, mówiąc dalej: „Cóż ci zrobiła biedna mis Wattson, żebyś patrzył obojętnie, jak własny jej Murzyn ucieka w twoich oczach i nie powiedział nic na to? Co ci zrobiła ta biedna, stara kobieta, żebyś tak nieuczciwie z nią postępował? Pomyśl tylko, uczyła cię przecię