panowie pomogli przyholować tratwę do brzegu. Tatuś jest chory, i mama chora i Marya-Anna...
— Tam do licha! Pilno nam bardzo, chłopcze... No, ale ja sądzę, że pomożemy twemu ojcu. Bywaj tymczasem zdrów.
Wzięli się do wioseł i ja także. Oddaliliśmy się od siebie na kilka łokci, gdy znów powiadam:
— Tatuś strasznie panom będzie wdzięczny, słowo daję. Jak tylko kogo poproszę, żeby nam dopomógł tratwę przyciągnąć do brzegu, zaraz odemnie ucieka. Ja przecie sam nie mogę temu poradzić!
— To dziwne! A powiedz-no prawdę, chłopcze, na co chory twój ojciec?
— Ojciec chory na... na... to nic wielkiego, tylko chory...
Przestali robić wiosłami, a drugi, który dotąd milczał, odzywa się:
— Kłamiesz, chłopcze. Gadaj mi zaraz, co twemu ojcu? Radzę ci, mów prawdę. Lepiej na tem wyjdziesz.
— Powiem, proszę pana, słowo uczciwe daję, że powiem. Tatuś ma... ma... proszę panów, niech panowie nie oddalają się od tratwy i dopuszczą mnie do siebie. Linę rzucę... proszę panów...
— Cofaj się, Janie, cofaj! — woła pierwszy — a ty, chłopcze zdaleka się trzymaj, pod wiatr. Dyabli nadali! właśnie ztamtąd wiatr... Chłopcze, twój ojciec chory na ospę i ty wiesz o tem doskonale. Czemuś nie powiedział prawdy odrazu? Czy chcesz roznieść zarazę po całym kraju?
— Kiedy ja... ja... — rzekłem, szlochając — mówi-
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.