Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

łem pierwej prawdę każdemu, lecz wszyscy odemnie uciekali.
— Biednyś ty chłopiec! żal nam ciebie z całego serca, ale... widzisz... my także nie mamy ochoty dostać ospy. Słuchaj, ja ci powiem, co zrobić. Nie próbój holować tratwy sam. nie dasz rady, albo ją rozbijesz na drzazgi. Popłyńcie jeszcze ze dwadzieścia mil w dół rzeki, zobaczycie po lewej stronie miasto. Będzie już wtedy po zachodzie słońca... ciemnawo... Gdy spotkasz kogo na wybrzeżu, poproś o pomoc... powiedz, że wszyscy twoi chorzy na febrę. Nie bądź-że znów głupi, nie pozwól się nikomu domyśleć, że to nie febra, lecz ospa. Za grzeczność, którą ci świadczymy, zrób-że i ty nam grzeczność: niech między tobą a nami rozciągnie się mil dwadzieścia. Nie przybijaj do brzegu tam, gdzie widać światło, nic ci z tego nie przyjdzie, bo to tylko składy drzewa. Słuchaj jeszcze: twój ojciec pewno ubogi? jakbym widział, że kuso koło was. Patrz, tu na tej desce kładę dwudziesto-dolarową sztukę złota... deskę do ciebie woda niesie, weź sobie pieniądze. Mnie samemu wstyd, że tak od ciebie uciekamy, ale dalibóg, z ospą żartów niema. Sam przecie wiesz.
— Poczekaj, Parker — odezwał się drugi. — Masz tu drugą sztukę złota, połóż ją także na desce: to odemnie. Bóg z tobą, chłopaczku, Bóg z tobą! zrób, jak ci radzi p. Parker, a dobrze wyjdziesz na tem.
— Tak, tak, chłopcze. Bądź zdrów, bądź zdrów! A jeżeli gdzie zobaczysz murzynów zbiegłych, to wezwij pomocy i złap ich. Zarobisz przytem.
— Bywajcie, panowie, zdrowi — odpowiedzia-