nowiutkim dywanem, pozszywanym z gałganków, mężczyźni zaraz się skupili w rogu najbardziej oddalonym od okien, które były tylko w ścianie frontowej. Jeden z nich trzymał w ręku świecę, a wszyscy trzej przyglądali mi się bacznie, mówiąc do siebie nawzajem:
— Nie, to nie żaden Shepherdson... Z pewnością nie Shepherdson... Niepodobny do nich wcale...
Potem stary jegomość w przekonaniu, że mi to zapewne nie zaszkodzi, postanowił zbadać, czy nie mam przy sobie broni. Nie szukając nawet po kieszeniach, obmacał mnie rękami po wierzchu i powiedział, że teraz jest już spokojny. Oświadczył mi też, że mam się rozgościć i być jak u siebie w domu, chciał nawet, żebym zaraz wszystko o sobie opowiedział. Na to milutka staruszka:
— Bóg z tobą, Saulu, biedny chłopak mokrzusieńki, a ty mu każesz opowiadać! Głodny przecie być musi? Tobie to ani w głowie!
— Masz słuszność, Rachelo, zapomniałem!
— Betsy — rzecze wtedy staruszka do murzynki — biegaj-no, nieboże, czemprędzej do spiżarni i przynieś temu biedactwu coś do zjedzenia. A wy, dziewczęta, niech jedna obudzi Buck’a i powie mu... A! otóż i Buck... Buck, weź z sobą tego chłopaczka, zdejm z niego mokrą odzież i ubierz w swoją... Przeziębić się gotów, nieborak...
Buck wyglądał na mego rówieśnika, mógł mieć lat ze trzynaście albo czternaście, chociaż był nieco wyższy odemnie. Na sobie nie miał nic, prócz koszuli i czupryny okropnie rozczochranej. Wszedł, ziewając i przecierając sobie oczy kułakiem jednej
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.