Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

wy. Raz tylko tak się zdarzyło, że wyprzedził Emelinę przedsiębiorca, a to dlatego, że nie mogła dobrać rymu do nazwiska nieboszczyka: Whistler. Nigdy już potem nie przyszła do siebie: nie mówiła nic, nie skarżyła się, ale gasła w oczach i niezadługo potem skonała.
Biedne dziewczę! nieraz kazałem sobie iść do tego pokoju, w którym mieszkała za życia i wydostawszy jej książkę z wycinkami, czytałem wszystko, co tam było — najczęściej wtedy, kiedy mi jej obrazy tak do żywego dopiekły, żem się trochę na nią pozłościł.
Polubiłem całą tę rodzinę, i żywych i umarłych, nie chciałem więc dopuścić do nieporozumienia pomiędzy nami. Biedna Emelina pisała za życia wiersze o każdym, kto umarł, a teraz, kiedy sama umarła, to nie było nikogo, ktoby co o niej napisał. Jakże można! to przecie niesprawiedliwość! Starałem się więc wydusić z siebie jeden albo dwa wiersze, ale ani rusz — nie mogłem.
Pokój Emeliny utrzymywano bardzo czysto i wszystko było w takim samym porządku, jaki ona u siebie zaprowadziła. Nie sypiał nikt w tym pokoju, a matka staruszka, choć w domu pełno było murzynów, sama go zawsze sprzątała, żeby tylko całemi godzinami tam siedzieć, lub czytać Biblię tuż obok łóżeczka zmarłej córki.
Mówiąc o bawialnym pokoju, zapomniałem dodać, że w oknach były przecudowne białe rolety z malowidłami pałaców, strumyków i bydła. Był także stary klawikordzik, o klawiszach jak gdyby z żółtej blachy. Gdy panienki, przygrywając na nim,