śpiewały „Ostatnie pękło ogniwo“, albo kiedy zagrały „Bitwę pod Progą“, to słuchać mogłem i słuchać... bez końca!
Dom składał się właściwie z dwóch budynków, zupełnie do siebie podobnych, Odstęp między niemi pokryty był dachem, wyłożony podłogą a służył podczas upałów za jadalnię. A co to było za jedzenie! I obfite i dobre!
Jmci pan Grangerford był szlachcicem, jak mówią dobrze urodzonym, a to się ceni i w człowieku i w koniu. Tak mawiała wdowa Douglas, należąca do najpierwszej w naszem miasteczku arystokracyi. I tatko powtarzał to samo, choć wcale nie był dobrze urodzony. Jmci pan Grangeford, wysokiego wzrostu, wielce szczupły, śniadą miał cerę, twarz bez rumieńca, chude policzki, co rano jak najstaranniej ogolone, bardzo cienkie usta, jeszcze cieńsze nozdrza, nos orli, brwi gęste i najczarniejsze w świecie oczy, tak głębokie, że jakby z jaskini przezierały. Czoło miał wysokie, włosy czarne i proste, spadające aż na ramiona. Ręce miał długie, niezmiernie szczupłe, a odkąd żył, brał codzień świeżą koszulę i co-