Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

cach. Goście — byli to po większej części sami krewni: bliżsi i dalsi, państwo prawdziwe, co się zowie. Z mężczyzn każdy miał strzelbę prześliczną!
W sąsiedztwie był jeszcze drugi dom, również pański, jak rodziców Buck’a. Składał się z kilku rodzin, a wszyscy prawie to samo mieli nazwisko: Shepherdson. Tak samo wysoko byli urodzeni, tak samo bogaci i tacy wielcy panowie, jak rodzina Grangenford’ów. Oba domy używały tejże samej przystani, znajdującej się o niespełna dwie mile od domu, tak, że gdy czasami odprowadzałem tam naszych, wybierających się na jaką wycieczkę parowcem, to zawsze spotykaliśmy kilku przynajmniej Shepherdson’ów na koniach pięknych i rosłych.
Pewnego dnia Buck i ja polujemy sobie w lesie, gdy wtem, słyszymy, nadjeżdża ktoś konno. Przechodziliśmy właśnie wpoprzek drogę. Buck woła:
— Umykaj! W las, co żywo!
Jednym susem byliśmy już w lesie i, ukryci między pniami, patrzymy z po za gałęzi na drogę. Po chwili nadlatuje w pełnym galopie piękny, wyniosły młodzian, koniem toczy, jak żołnierz, a siedzi na nim, jakby do siodła przyrosły i strzelbę przed sobą trzyma w pogotowiu. Był to jeden z młodych Shepherdson’ów, Harney Shepherdson. Raptem, tuż nad mojem uchem wystrzał się rozlega; to Buck dał ognia i strącił Harney’owi kapelusz z głowy. Ten zaś porwał za strzelbę i prosto ku nam, choć z za liści widzieć nas nie mógł. Ale myśmy nie czekali na niego: nogi za pas i — w las! Obejrzawszy się przez ramię, widziałem, że po dwakroć mierzył Har-