ksze: małe — to łodzie targowe, przewożące żywność, większe — to tratwy do naszej podobne, z różnym towarem. Tak cicho i głos tak płynie po wodzie, że ze znacznej nawet odległości dolatuje plusk wioseł, skrzyp lin i warczenie żagli wiatrem wzdymanych. Nieruchomo sterczy nad wodą przedmiot jakiś: to skała, o którą rozbija się fala i opryskuje go deszczem drobnych kropelek.
Dalej nieco widzisz jak zwija się i kłębi mgła, tu i owdzie rzekę zaścielająca. Na wschodzie rumieni się niebo łuną szkarłatną, którą odbija woda pozwalając rozróżniać przedmioty. Ot, tam, na drugim brzegu, widzisz na skraju lasu chatę, z nieciosanych pni zbudowaną, zapewne mieszkanie tracza, bo zaraz obok wznoszą się całe sterty tarcic, w krzyż sześcioramienny układanych dla przewiewu.
Od wody wiatr pociąga chłodnawy, rzeźwiący, niesie z sobą woń drzew i kwiatów, pozbieraną w borach i na polankach, a czasem też i wyziewy porzuconych na wybrzeżu ryb nieżywych. Wreszcie już dnieje naprawdę, wszystko się w słońcu uśmiecha, a ptaszki aż się zanoszą od śpiewu!
Niewielkiego dymu nikt nie zauważy o tej porze, więc, zdjąwszy z haczyków złowione ryby, ugotowaliśmy sobie śniadanie, po którem przyjemnie było spoglądać na ogromną pustynię wodną, dopóki sen nie zmorzy. Zasypialiśmy więc oba na długo, budzeni zwykle przez parostatek, którego gwizd lub sapanie dochodziło do nas z oddali. Gdy znikał z oczu, znów godzinami całemi rzeka wyglądała jak pustynia, ożywiana chyba jakąś tratwą, drzewem naładowaną, i pracą drwali, zajętych rąbaniem drzewa.
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.