Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

— I nie ty jeden kryjesz w tajemnicy wysokie swoje urodzenie!
I w najlepsze płakać zaczyna.
— Co? Co to ma znaczyć?
— Bridgewater! czy mogę ci zaufać? — mówi stary, ciągle szlochając.
— Aż do chwili, w której zimnym stanę się trupem! — a wziąwszy dłoń starego, ściska ją silnie i powtarza: — Wyjaw mi tajemnicę swego istnienia! Odkryj ją! Mów!
— Bridgewater! Widzisz we mnie nieboszczyka Delfina!
Wyobraźcie sobie, jakeśmy oczy wytrzeszczyli, Jim i ja! A książę tylko:
— Kogo? Kogo widzę?
— Tak, przyjacielu mój, Delfina! Przed oczyma twemi stoi w tej chwili nieszczęsny, bez wieści zaginiony następca tronu francuskiego, małoletni Delfin, Ludwik siedmnasty, syn Ludwika szesnastego i Maryi Antoniny.
— Ty? Ty masz być Delfinem? W twoich latach? Nie! to niepodobna! Chcesz chyba powiedzieć, że jesteś nieboszczykiem Karolem Wielkim, bo musisz mieć niezawodnie lat jakie siedemset lub sześćset?
— Cierpienia temu winny, Bridgewater! W łzach tak postarzałem i w cierpieniu, łzy i cierpienia są przyczyną mojej siwizny i przedwczesnej utraty bujnych niegdyś kędziorów. Tak, panowie, widzicie przed sobą w nędzy i w spodniach granatowych tułacza, wygnańca, ściganego przez ludzi, przez los prześladowanego, a prawowitego króla Francyi.