języka, tak skutkiem doznanych zmartwień, jak i długiego pobytu w naszym kraju.
Nie mógł więc Jim przekonać się, do czego podobny język francuski!
Słońce już weszło na dobre, a my płyniemy płyniemy, ani myśląc szukać zatoczki, w której tratwę ukryćby można. Król i książę późno wstali i to dość chmurni, ale gdy raz i drugi zanurzyli się w wodzie, przybyło im rzeźwości i humoru. Po śniadaniu król usiadł na krawędzi tratwy, zdjął buty, podwinął spodnie, nogi spuścił do wody, fajkę wziął do ust i czując się dobrze usposobionym, zaczął kuć na pamięć „Romea i Julię.“ Gdy już trochę umiał, wzięli się obaj z księciem do przepowiadania roli, „do próby,“ jak to nazywał książę. Król pamiętał już słowa, lecz mimo to, książę ciągle go uczyć musiał jak ma mówić, jak się ruszać; kazał mu chodzić, wzdychać, rękę kłaść na sercu, aż dopiero po niejakim czasie powiedział, że teraz dobrze.
— Tylko — mówi — nie powinieneś tak ryczyć: „Romeo! Romeo!“ Trzeba to wymawiać miękko, słodko, łagodnie... Ro-o-o-me-o! tak, jak ja mówię. Julia, widzisz, jest młode dziewczę, dziecko prawie...