niło podobnym do ruszającej się tęczy. Wtoczył się i... było to mocno nierzyzwoite, ale okropnie zabawne. Ludziska aż się pokładali ze śmiechu, a gdy król przestał brykać i wierzgać, wyjechawszy na czworakach za kulisy, zaczęli tak tupać i klaskać z okrzykami: „Powtórzyć! powtórzyć!“ że powrócił i znów wyprawiał te same sztuki. I co tu dziwić się ludziom, kiedy, przekonany jestem, krowa pękałaby ze śmiechu, widząc, jak ten stary idyota kozły fika i dziwowisko z siebie wyprawia.
Gdy już skończył naprawdę, książę spuścił kurtynę, wyszedłszy do publiczności, złożył jej głęboki ukłon, poczem oznajmił, że z powodu niecierpiących zwłoki zobowiązań, które zaciągnął w Londynie, gdzie w teatrze Drury Lane wszystkie miejsca już są rozkupione, tylko dwa razy jeszcze odbędzie się przedstawienie „wielkiej“ tragedyi. Jeżeli zaś udało mu się zabawić szanowną publiczność i przynieść jej pożytek moralny, to prosi, aby mu tego dowiodła, polecając go swoim znajomym.
Tu składa ukłon po raz drugi i chce odchodzić, ale zewsząd słychać pytania:
— Jakto? Już po wszystkiem? Na tem koniec?
Książę z miłym uśmiechem „tak“ odpowiada. Tu dopiero zaczęła się awantura! Wszyscy krzyczą jak jeden; „Okpił nas! oszust! łotr!“ Wszyscy powstawszy z miejsc, cisną się na scenę, żeby „słynnych“ aktorów w ręce dostać. Wtem wysoki jakiś, postawny mężczyzna wskakuje na ławkę i woła:
— Panowie! Posłuchajcie! Słówko tylko!
Zatrzymali się i słuchają.
— Niema co mówić: okpili nas, grubo okpili!
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/006
Ta strona została uwierzytelniona.