środek rzeki. Na obu brzegach widać było porządnie zabudowane wioski, czy miasteczka, a król i książę naradzali się, jakimby sposobem można w nich trochę grosza zarobić. Jim wyraził królowi nadzieję rychłego ujrzenia nas, bo ciężko mu było i nudno leżeć związanemu w budce podczas naszej nieobecności. W samej rzeczy, za każdym odjazdem naszym zostawał związany, bo gdyby się kto trafił pod nieobecność naszą i zobaczył murzyna samego, zarazby wziął go za zbiega i pojmał. Uznawszy słuszność narzekań Jima, książę postanowił wymyślić co innego.
Jakoż ustroił Jima w ubranie króla Lear’a: w długi szlafrok z perkalu w wielkie kwiaty, w perukę z białego włosienia i takież same bokobrody, potem zaś, wziąwszy farbę, której używał do malowania dekoracyj, pomalował twarz, uszy, szyję i ręce Jim’a na piękny kolor sinawo-niebieski, tak, że Jim wyglądał jak topielec po dniach dziesięciu leżenia w wodzie. Niech mnie kaczki zdepczą, jeżeli widziałem kiedy w życiu podobne dziwadło! Nie dość na tem! wziąwszy deseczkę, książę wielkiemi literami napisał na niej:
Przybiwszy deseczkę do żerdzi na kilka stóp wysokiej, postawił ją tuż u wejścia do budki. Jim niezmiernie czuł się zadowolony, zwłaszcza, że książę wmówił w niego zupełne bezpieczeństwo. Gdyby jednak zawitał na tratwę ktoś nieproszony, Jim powinien był wyskoczyć z budki i ryknąć jak dzikie zwierzę dla odstraszenia napastników.
Nasi monarchowie chcieli znów próbować „wielkiej tragedyi,“ która taki im dochód przyniosła, ale