Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

nie byli pewni, czy uczynić to mogą bezpiecznie, wiadomość bowiem o przedstawieniu miała czas rozejść się po wybrzeżu. Książę oznajmił, że się na parę godzin położy i mózg do roboty zapędzi, dla wymyślenia czegoś, co będzie miało powodzenie w tak lichej mieścinie prowincyonalnej. Król zaś bez żadnego planu postanowił zajrzeć do drugiej, mniejszej, z dwóch wiosek, które mieliśmy przed oczyma, ufając, że „Opatrzność“ (a ja myślę, dyabeł) obdarzy go zyskiem niespodziewanym.
Na ostatnim przystanku pokupowaliśmy wszyscy zapasowe ubranie, król ubrał się w swoje, radząc mi włożyć nową odzież. Usłuchałem go, ma się rozumieć. Wówczas to zobaczyłem po raz pierwszy na własne oczy, jak suknie zmieniają człowieka. Król, cały czarno ubrany, wyglądał na prawdziwego gentleman’a. W codziennych łachmanach podobien był do włóczęgi i szachraja, ale teraz, gdy, zdjąwszy z głowy biały, o szerokich kresach kapelusz, schylił w ukłonie siwą głowę, łagodnie się przytem uśmiechając, to miał minę tak wspaniałą, a tak przytem świętobliwą i poważną, że każdy uznałby w nim wychodzącego wprost z arki starego Lewiticusa.
O jakieś trzy mile od miasteczka stał w przystani już od kilku godzin parowiec, gotów do odpłynięcia z towarem. Rzecze więc król:
— Ubrany jestem tak porządnie, że śmiało uchodzić mogę za kogoś, przybywającego z Saint Louis, z Cincinnati, albo też z innego wielkiego miasta. Podpłyń więc, Huck, do parowca: przybędziemy na nim do miasteczka.
Nie potrzeba mi było mówić dwa razy, gdy szło