— Dlaczego chciałeś, młodzieńce, iść pieszo do przystani?
— Miałem obawę, czy taki wielki parowiec zechce się zatrzymać dla zabrania jednego pasażera, nie zawsze to czynią parostatki.
— Czy Piotr Wilks miał się dobrze?
— Oho, i jak jeszcze! Posiadał domy i grunt; mówią, że zostawił kilka tysięcy gotówki, dobrze ukrytej.
— Kiedy umarł?
— Wczorajszej nocy.
— Więc pogrzeb zapewne jutro?
— Tak; około południa.
— Ach, tak! to bardzo smutne rzeczy, ale prędzej, czy później wszyscy umierać musimy. Najważniejsza rzecz — być na śmierć przygotowanym.
— Tak, proszę pana, tak. I mama to samo zawsze mówiła.
Gdyśmy się zbliżyli do parostatku, ładowanie miało się już ku końcowi i niebawem też odpłynął. Król ani wspomniał o wejściu na pokład, daremnie się więc cieszyłem nadzieją przejażdżki. Gdy już okręt odpłynął, król kazał wiosłować z pół mili jeszcze, a potem wysiadłszy na ląd w miejscu samotnem i cienistem, powiada:
— Ruszaj teraz czemprędzej, sprowadź tu księcia i niech z sobą weźmie torbę podróżną, tę nową, a gdybyś go nie zastał na tratwie, to go odszukaj w miasteczku. Powiedz mu, że ma tu przyjść natychmiast!
Domyśliłem się, o co mu chodzi, ale nie powiedziałem ani słowa. Gdym nareszcie powrócił,
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/016
Ta strona została uwierzytelniona.