Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

przyprowadzając z sobą księcia, kazali mi ukryć czółno, a sami usiedli na kłodzie. Król opowiedział księciu wszystko, co się od tego głuptasa dowiedział, a starał się mówić nie po naszemu, lecz po angielsku, i udawało mu się to wcale nieźle. Nie potrafię go naśladować, ale przekonany jestem, że mówił dobrze.
— Książę, a jakże będzie z głuchoniemotą? Potrafisz? — pyta w końcu.
— Nie troszcz się o to — odpowiedział — na scenie grywałem już role głuchych i niemych.
Po długiem oczekiwaniu ujrzeliśmy wielki parowiec pasażerski z Cincinnati. Na dany znak zatrzymał się i przyjął nas na pokład, ale gdy kapitan zawiadomiony został, że mamy wysiadać o cztery mile dalej, mało nie oszalał ze złości i zaklął się, że nas nie wysadzi. Król jednak, nie tracąc krwi zimnej, powiada:
— Jeżeli pasażer może zapłacić po dolarze za milę, byle tylko przybyć w porę na miejsce, to parowiec może chyba go zabrać. Jak panu się zdaje?
Kapitan złagodniał i gdyśmy się zrównali z miasteczkiem, wysadzono nas na ląd. Widząc nadpływający parowiec, kilkunastu ludzi zebrało się na wybrzeżu i czeka...
Na zapytanie króla, gdzie mieszka pan Piotr Wilks, jeden z nich odpowiedział cicho i łagodnie:
— Bardzo nam przykro, ale co najwięcej powiedzieć panu możemy, gdzie wczoraj jeszcze mieszkał Piotr Wilks.
Wtem, jakby sprężyną podrzucony, stary oszust zatacza się, chwieje, potem upada na mówiącego