łomyślniejszym, gdyby nie obawa skrzywdzenia braci. Tak, byłby się nim okazał! Jestem pewny, ze zamiary jego zgaduję. Jakimiż więc bylibyśmy braćmi, gdybyśmy zamiary jego niweczyli? Jakimiż bylibyśmy stryjami, pozbawiając mienia te słodkie, te biedne owieczki, tak gorąco przez niego ukochane? I to kiedy? teraz, gdy on w trumnie spoczywa! Jeśli znam Williama, a znam go dobrze, to pewien jestem, że i on... Lecz pocóż mówić za niego? niech sam za siebie odpowie...“
Tu zaczął robić palcami znaki księciu, który patrząc na niego przez chwilę, wzrokiem osłupiałym, rzucił się w końcu na szyję brata z wielką radością, bełkotał: „gu! gu! a-gu!“ i całował zapamiętale:
Wtedy król powiada:
— Wiedziałem, że tak będzie i mniemam, że wszyscy tu obecni nie wątpią teraz o zdaniu brata mego w tej sprawie. Chodźcie tu, Maryo, Janino i Zuzanno, chodź i ty, młodociana Joasiu, bierzcie te pieniądze, bierzcie wszystko, jako dar tego, który w trumnie spoczywa, zimny wprawdzie, lecz z sercem radości pełnem.
Tu Marya-Janina rzuca mu się na szyję, a Zuzanna i ta z wargą zajęczą obejmują księcia, który je ściska i całuje. Ocecni cisną się do nich ze łzami w oczach, a ściskając oszustów, powtarzają:
— Zacne, poczciwe dusze! Jacy szlachetni! Ach! ktoby się spodziewał!
Na chwilę przedtem jakiś wysoki mężczyzna, z kościstemi szczękami wszedłszy do pokoju, przysłuchiwał się i przypatrywał wszystkiemu z wielką uwagą, nie mówiąc ani słowa. Do niego także nikt
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.