Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/034

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaraz potem i Zuzanna zgromiła Joasię! No, miałaż się zpyszna dziewczynina!
Mimowoli więc znów mówię sobie: I tę także pozwalam okradać! To już dwie.
Wreszcie Marya-Janina raz jeszcze wzięła się do Joasi, słodko, łagodnie... Po jej przemowie, Joasia stajała jak wosk na słońcu i... w płacz.
— Dobrze już, dobrze — mówią starsze. — A teraz przeproś go.
Przeprosiła! I jak ładnie przeprosiła! Jak prawdziwa panienka. Aż miło było słuchać, jak przepraszała, i gotów byłem popełnić jeszcze tysiące kłamstw, żeby mnie tak samo przeprosiła.
Znów też powiedziałem sobie: I tę okradać pozwalam! To już trzy, a wszystkich trzech razem i każdej zosobna szkoda!
Gdy już było po przeprosinach, panienki usiłowały rozweselić mnie, żebym czuł się jak u siebie w domu. A mnie tak było smutno, taki mnie wstyd ogarniał, żem sobie ciągle powtarzał: nie dam ich okraść! Zwrócę im te pieniądze albo pęknę.
Wyniosłem się więc — niby to spać, i zostawszy sam, tak myślę: czy wymknąć się pocichutku do tego doktora i wyznać mu prawdę? Nie, to na nic. Doktór powoła się na mnie, a w takim razie król i książę nie daruję mi. Czy może wyznać wszystko Maryi-Janinie? Nie! i to na nic. Nie potrafi ukryć tego, co wie, twarz ją zdradzi, spojrzenie... oszuści drapną z pieniędzmi i po wszystkiem. Jeśli zaś Marya-Janina uda się pod czyją opiekę i cała sprawa na jaw wyjdzie, to mnie w nią wmieszają... Nie, tego nie chcę. Jeden tylko jest sposób. Trze-