Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

przed śniadaniem... nie zniosłabym tego. Ale jakże z nimi zostawię siostry?
— Próżna obawa!... Nic im się tu nie stanie, a stryjowie mogliby coś podejrzewać, gdyby panienki wszystkie z domu wyszły. Radziłbym nawet, żeby panienka już się z siostrami nie widziała, ani z kimkolwiek, bo gdyby kto spytał znienacka o zdrowie stryjów, panienka zdradziłaby się niezawodnie. Niech już panienka idzie jak najprędzej, a ja tu ze wszystkimi dam sobie radę. Powiem panience Zuzi, żeby pocałowała stryjów od starszej siostry, która musiała wyjść z domu na kilka godzin, żeby trochę wypocząć i odwiedzić dobrych przyjaciół.
— Że poszłam odwiedzić dobrych przyjaciół, to powiedz, bo prawda, ale nie chcę, żebyś mówił Zuzi o całowaniu stryjów, bo to nieprawda?
— No, to nie powiem, skoro panienka niechce.
Co mi szkodziło przyrzec jej, że nie powiem, gdy tego chciała? Swoją drogą wiedziałem, że powiem. Mała to rzecz, drobiazg... ale z takich drobiazgów największe nieraz ułatwienie.
— A co do tego worka z pieniędzmi... — dodałem wreszcie...
— Cóż robić? Już go mają! Muszę się wstydzić własnej głupoty, gdy pomyślę, jak wpadł w ich ręce.
— Myli się panienka. Oni nie mają worka.
— Któż go ma?
— Ba! Żebym ja to wiedział... ale nie wiem. Ja go miałem, bom go wykradł po to, żeby go oddać panienkom... Wiem nawet, gdzie być powinien...