Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

jak dzieciaka, i tak był uszczęśliwiony z mego powrotu, że chciał mnie całować, ściskać i winszować pozbycia się gości nieproszonych.
— Nie teraz, nie teraz! — zawołałem. — Na śniadanie schowaj czułości. Odcinaj tratwę i płyńmy! Płyńmy!
Po paru sekundach byliśmy już na rzece. Ach, jak szczęśliwy się czułem, żeśmy znów sami, że nikt nam nie rozkazuje. Z radości wytrzymać nie mogąc, podskoczyłem sobie parę razy, wywróciłem trzy kozły, ale gdym się zabierał do czwartego, słyszę wdali aż nadto dobrze znany mi odgłos Wstrzymuję oddech... słucham... czekam... i cóż! Błysnęło porządnie, patrzę: oni. Znów oni! Wiosłują w naszą stronę obydwa: król i książę!
Dałem więc pokój figlom, zaniechałem czwartego koziołka i rzuciłem się na deski jak długi, ledwo mogąc powściągnąć łkanie.





ROZDZIAŁ VIII.

Król „wziął się.“ — Kłótnia. — Kochanie.

Ledwie wstąpiwszy na tratwę, król zaraz wziął mnie za kołnierz i trzęsąc jak gruszą, zawołał:
— Zachciało ci się uciec od nas? co, szczeniaku? Znudziło ci się nasze towarzystwo, co?
— A ja mu na to:
— Nie, wasza królewska mość, nie znudziło!