Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/085

Ta strona została uwierzytelniona.

kogoś ze stron rodzinnych, to spaliłbym się ze wstydu. Im dłużej zastanawiałem się nad tem, a sumienie dokuczało mi silniej, tem gorszy się czułem i nikczemny. A gdym nareszcie zrozumiał, że dłoń Opatrzności otwiera mi oczy na zdrożne moje postępki, na które spoglądał ktoś z nieba, to zamierałem ze strachu, czując, że patrzy na mnie to oko ciągle i oddawna, i że widziało, jak wykradałem murzyna biednej kobiecie, która mi nigdy nic złego nie uczyniła. Usiłowałem więc, o ile mogłem, przebłagać Opatrzność, tłómacząc się swem wychowaniem zaniedbanem i nieszczęsnemi przeszkodami, lecz głos jakiś wewnątrz uparcie mi szeptał: „Nieprawda, miałeś szkołę niedzielną, mogłeś do niej chodzić, a gdybyś był chodził, to byłbyś wiedział, że kto tak działa, jak ty z murzynem miss Watson, ten zasługuje na ogień wieczny.“
Dreszcze chodziły po mnie i postanowiłem odtąd modlić się. Może też będę choć trochę lepszy.
Ukląkłem więc do pacierza, ale nie mogłem sobie przypomnieć ani słowa Dlaczego? Albo ja wiem... Nie mogłem i już! Na nic się nie zdało udawać, że pacierz mówię, bo niepodobna było ukryć przed Nim, żem go zapomniał. Siebie również oszukać nie mogłem, bom wiedział przecie dlaczego ani jedno słowo nie przychodzi na myśl. Oto dlatego, że sumienie moje nie było czyste, że nieprawość ciążyła na mojem sercu, żem okłamywał samego siebie. Bo udawałem wprawdzie, że zrywam z dawną niegodziwością, ale w najciemniejszej kryjówce duszy trzymałem się grzechu oburącz i to największego ze wszystkich. Niby to chciałem powiedzieć ustami, że postąpię, jak się patrzy, uczci-