jakie posiadam, a od wczoraj nic w ustach nie miałem.
Nie odrzekł na to ani słowa, tylko, pomilczawszy chwilkę, pyta:
— Jak ci się zdaje? Nie nagada na nas ten murzyn? Obdarłbym go żywcem ze skóry!
— Jakże może nagadać? Uciekł przecie!
— Nie uciekł! Ten stary dureń sprzedał go, nie podzielił się ze mną i pieniądze stracił co do grosza.
— Sprzedał! — powiadam i w płacz. — Jakże go mógł sprzedać? To mój murzyn, pieniądze są moją własnością.. Gdzie mój murzyn? Ja chcę swego murzyna!
— Niema twego murzyna i nie dostaniesz ani jego, ani pieniędzy, przestań więc beczeć. Słuchaj, może tobie przyszło do głowy wydać nas? Nie mam jakoś zaufania do ciebie... Powiadam ci, gdybyś to zrobił...
Urwał, ale nigdy jeszcze nie widziałem w jego oczach tak szkaradnego spojrzenia. Szlocham więc w dalszym ciągu i mówię:
— Nikogo wydawać nie będę... Nie mam czasu myśleć o tem. Muszę wrócić tam, gdzieśmy wczoraj byli, i szukać swego murzyna.
Musiały go łzy moje rozrzewnić, bo stojąc z całym stosem afiszów, które mu wiatr rozwiewał, myślał, czoło marszczył, aż wreszcie rzekł:
— Powiem ci coś. Chcemy tu zabawić trzy dni. Jeżeli dasz słowo, że będziesz trzymał język za zębami i że murzynowi gadać nie pozwolisz, to ci powiem, gdzie go możesz znaleźć.
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/091
Ta strona została uwierzytelniona.