Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

dy się pani gniewa, to przepraszam, bardzo przepraszam. Już nigdy nie będę... Nigdy... słowo daję... nie zrobię już tego.
— Nie będę! Nie zrobię! Spodziewam się, że nie zrobisz!
— Na uczciwość przysięgam, że nie zrobię... Nigdy w życiu... Chyba pani sama poprosi...
— Chyba ja ciebie poproszę! Nie, chłopcze, tyś uciekł z domu waryatów! Możesz być pewien, że matuzalowych lat doczekasz, zanim poproszę o pocałunek ciebie, albo i drugiego, takiego jak ty, gołowąsa...
— Ha! trudno... ale dziwi mnie to.. dziwi i smuci... I ani rusz, zrozumieć nie mogę, za co się pani tak gniewa. Wszyscy mówili „ucieszy się“ i ja myślałem, że pani się ucieszy... Czy...
Tu zatrzymał się i zwolna okiem powiódł wokoło, jakby szukał spojrzenia życzliwego. Spotkawszy wlepione w siebie oczy wujaszka, pełne dobrodusznego zdziwienia, zwrócił się wręcz z pytaniem do niego:
— A pan? Czy się panu nie zdawało, że szanowna jego małżonka ucieszy się, gdy ją pocałuję?
— Ja? Mnie? Nie... nie sądzę... żeby mi się to zdawało.
Tomek znów powiódł spojrzeniom wokoło i zatrzymując go tym razem na mnie, powiada:
— Tomku, czy i tobie się nie zdawało, że ciocia Salcia roztworzy mi ramiona i powie: „Sid Sawyer, mój siostrzeńcze!“
— O nieba! — woła ciocia Salcia i zrywając się z miejsca, biegnie do Tomka. — Ach! ty... niegodziwy