chłopcze... żeby też tak zwieść rodzoną ciotkę... — i chce go okryć pocałunkami, a Tomek usuwa się i oświadcza:
— Nie, nie, nie! Aż mnie pani sama poprosi.
Nie zwlekając dłużej, poprosiła go, żeby jej się pozwolił pocałować, wycałowała go też i wyściskała raz, drugi, dziesiąty i dopiero wtedy oddała go swemu mężowi, żeby się zadowolnił resztkami. A gdy się wszyscy nieco uspokoili, mówi ciocia Salcia:
— Ależ to niespodzianka! Oczekiwaliśmy Tomka, ale żebyś ty także miał przyjechać?... Siostra, nigdy nawet nie wspomniała o tem, pisząc do mnie.
— Dlatego — tłómaczy Tomek — że z początku miano zamiar Tomka tylko wyprawić do wujowstwa, ale ja tak prosiłem, że w ostatniej chwili mama i mnie pozwoliła pojechać! Wtedy, na statku już, przyszło nam do głowy urządzić taką niespodziankę, że Tomek pokaże się tu i nic o mnie nie powie, a ja zaczekam parę godzin i przyjadę później, udając obcego. Ale nam się nie udał figiel, ciociu. Nie bardzo tu radzi obcym...
— Takim, jak wy, nicponie — dokończyła ciocia — wartoby was za uszy wytargać! Do tej pory jeszcze przyjść do siebie nie mogę, tak się zirytowałam na ciebie. Ale mniejsza już o to, mniejsza... dziesięć razy pozwolę wam tak zażartować z siebie, byle tylko mieć was tutaj, chłopaki. No, niema co mówić, udała ci się komedya! Oj, zbytniku, zbytniku! Przychodzi sobie i całuje mnie bez ceremonii, jakby chleb z masłem połykał.
Siedliśmy do stołu w szerokiem, otwartem przejściu, łączącem kuchnię z domem. Stół zastawiony
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.