Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

— A wiesz, Huck, głupcy jesteśmy, że nam to pierwej na myśl nie przyszło. Założyłbym się, że wiem, gdzie jest Jim!
— Nie może być! Gdzie?
— A w tej budzie, tuż obok dołu na popiół. Czy nie zauważyłeś podczas obiadu murzyna, idącego w tamtą stronę z pełną misą różnego jedzenia?
— Tak, zauważyłem.
— Jak ci się zdaje, dla kogo było to jedzenie?
— Albo ja wiem! Dla psa zapewne
— Aha! dla psa. A ja ci powiadam, że nie dla psa.
— Dlaczego?
— Bo między innemi rzeczami był tam i kawałek kawona.
— Był, był! Sam widziałem. Prawda, nie przyszło mi do głowy, że psy kawona nie jadają! Jakto człowiek czasem patrzy i nie widzi...
— I tego nie widziałeś, że wchodząc do budki, otworzył murzyn kłódkę, a wyszedłszy, znów drzwi zamknął na kłódkę. I kiedyśmy wstawali od stołu, to oddał wujaszkowi do rąk własnych jakiś klucz... pewien jestem, że od tej kłódki. Kawon — to dowód, że tam jest człowiek; kłódka — że ten człowiek jest więźniem, a nieprawdopadobne jest, aby mogło być dwóch więźniów na takiej małej plantacyi, gdzie wszyscy zresztą tacy są dobrzy i serdeczni. Więźniem tym nie kto inny, tylko Jim! Doskonale! Bardzo się cieszę, żeśmy to wyśledzili tak dowcipnie, za nicbym nie chciał dowiedzieć się prawdy inną drogą Teraz łam sobie głowę i wymyśl plan wykradzenia Jim’a,