I tak też było. Gdy mi plan swój opowiedział, odrazu poznałem, że wart jest moich piętnastu, bo daleko trudniejszy do wykonania i nie zwyczajny. Jim zostanie wolnym, jakby nim został, gdybyśmy się trzymali mego planu, ale przytem wszyscy trzej możemy tryumf życiem przypłacić. Nie mam potrzeby opowiadać tu wszystkich szczegółów tego planu, bo wiedziałem, że przy wprowadzeniu go w wykonanie zajdą zmiany, które go uczynią zupełnie innym i wprowadzą do niego tyle zawiłości, na ile tylko znajdzie się miejsca. No i nie omyliłem się, jak się państwo o tem przekonacie.
Tymczasem tego tylko byłem pewien, że Tomek naprawdę zamierza mieć udział w wykradzeniu zbiegłego niewolnika. Tego żadną miarą zrozumieć nie mogłem. Jakże to? Chłopiec z porządnej rodziny, wychowywany jak się należy, mający dobre imię do stracenia, chłopiec z dobrą głową, nie ciemny, jak tyłu innych, ale na książce uczony, nie żaden nikczemnik i ladaco, ale szlachetny i dobry... i oto taki chłopiec pozbywa się ambicyi, wstydu i uczciwości, żeby przyłożyć ręki do takiej sprawy, która go wobec wszystkich okryje hańbą! Już otwierałem usta, żeby mu to powiedzieć, gdy Tomek, jakby myśli moje odgadując, uprzedził mnie:
— A może ci się zdaje, że ja nie wiem, co czynię? Gadaj zaraz: wiesz, czy nie wiesz, że ja zawsze wiem, co robię?
— Wiem.
— Czym nie powiedział, że wraz z tobą wykradnę Jim’a?
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.