Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

zabrać do roboty przy świetle próchna. Tomek zalecił rozpoczęcie kopania tuż pod łóżkiem Jim’a, żeby przejście pokryte było kołdrą, spadającą do ziemi. Kopaliśmy więc nożykami aż do północy, zmordowani strasznie i z pęcherzami na dłoniach, pomimo, że robota wolno postępowała Nakoniec odzywam się do Tomka:
— Ależ my tego przez lat trzydzieści osiem nie wykopiemy!
Tomek nic nie odpowiedział, lecz westchnąwszy tylko, przestał kopać i przez długą chwilę tonął w myśleniu. Wreszcie rzekł:
— Na nic to się nie zda, Huck, co my robimy. Będąc w więzieniu, nie potrzebowalibyśmy się tak spieszyć, bo na czasieby nam nie zbywało. Zresztą kopiąc kilka minut dziennie, podczas zmian warty, nie mielibyśmy rąk w pęcherzach. Robota w ciągu lat wielu mogłaby być według wszelkich prawideł wykonana. My wszakże z powodu pośpiechu musimy kopać, czasu nie tracąc.
— Ale co robić, skoro noże wypadają nam z rąk poranionych?...
— Niestety, widzę jeden sposób wielce niemoralny, ale jedyny: dać pokój nożom składanym, a kopać... poprostu motykami.
— Złote słowa! coraz mądrzejszą masz głowę, Tomku. Motyki! nic innego tylko motyki, a czy to moralnie, czy nie, to mniejsza o to... Ja przynajmniej nie dbam o moralność, od której mi pęcherze na dłoniach rosną. Czegóż ja chcę? Uwolnić murzyna! Jeżeli więc najporęczniej mi cel ten osiągnąć motyką, biorę się do niej, wszelkie zaś tak zwane przez cie-