dzo być może, że i wszystko inne tam się znajdzie. Co robiła łyżeczka w twojej kieszeni?
— Doprawdy nie wiem, Salusiu, nie wiem — tłómaczył się wujaszek — znasz mnie przecie? Toż powiedziałbym ci natychmiast. Czytałem przed śniadaniem Pismo Święte, chyba więc przez nieuwagę włożyłem do kieszeni łyżeczkę zamiast Biblii... Tak! to tak być musiało... Bo sama zobacz: Biblii w kieszeni niema! Pójdę i przekonam się, jeżeli Biblia leży tam, gdziem ją czytał, to znak, żem jej nie włożył do kieszeni, jeżeli zaś nie włożyłem jej do kieszeni, to musiałem włożyć łyżeczkę, bo skoro łyżeczka jest, a...
— A dajże mi święty pokój! — przerwała mu ciocia zniecierpliwiona — idź, szukaj, przekonaj się, i wy wszyscy idźcie sobie także, a nie zbliżajcie się do mnie, dopóki cokolwiek nie ochłonę.
Gdy wychodzimy z pokoju, wuj bierze kapelusz, i... z hałasem upada na ziemię ćwiek. Wuj, nie mówiąc ani słowa, podniósł go, położył na gzymsie od kominka i wyszedł. Widzał to Tomek, a mając w świeżej pamięci przygodę z łyżeczką, powiada:
— Na nic się nie zda posyłanie przez wuja. Już to na nim polegać nie można. Ale z tą łyżeczką — dodał Tomek po chwili — to nam oddał prawdziwą przysługę, nie wiedząc o tem. Wzamian za nią pójdźmy pozabijać owe dziury.
A było ich sporo w piwnicy i w śpiżarni, to też zabrała nam ta robota dobrą godzinę. Wszelako zrobiliśmy wszystko porządnie i trwale, szczelnie zabijając dziury czopami, a potem zalewając je smołą, tak jak się to na okrętach czynić zwykło.
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.