Pozłazi się ta gadzina do mnie, to przynajmniej w domu dokuczać nie będzie.
Tomek chwilkę się jeszcze namyślał, czy czasem nie przepomniał czego. W końcu powiada:
— Jeszcze jednej rzeczy zapomniałem. Jak ci się zdaje, Jim, czy mógłbyś tu pielęgnować jaką roślinę, której kwiat uroczy...
— Co tego, to nie wiem, paniczu. Ciemnawo tu, na kwiatach się nie znam, a zachodu z tem sporo...
— Spróbój, co ci szkodzi? Czynili to niektórzy więźniowie.
— Ja myślę, paniczu, że możnaby tu posadzić chwast jaki: pokrzywę może? Ale kłopotu będzie dużo, a pożytku żadnego.
— Nie wierz temu. Ja ci przyniosę kilka krzaków pokrzywy i innego ziela, a ty je posadzisz tam w kącie. I pamiętaj nazywać je Picciola, bo tak się nazywa roślina, która rośnie w więzieniu. Będziesz ją łzami podlewał.
— Po co, paniczu? Jest przecie źródlanej wody poddostatkiem.
— Ale więzień nie może używać wody źródlanej; musi podlewać łzami. Każdy tak czyni.
— Kiedy, proszę panicza, od wody daleko prędzej rośnie... A z temi łzami, to jeszcze niewiadomo jak...
— To nie twoja rzecz. Łzami podlewaj i koniec...
— Zobaczy panicz, że przepadnie... Zkądże ja zresztą wezmę łez, kiedy ja nigdy nie płaczę?
To ostatecznie przekonało Tomka. Pomyślał
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.