trochę i oznajmił, że jeżeli już nie inną roślinę, to cebulę musi pielęgnować. Przyrzekł też zajść do kuchni murzyńskiej i wziąwszy parę cebul, wrzucić je do imbryka, w którym co rano przysyłano Jim’owi kawę. Jim skrzywił się trochę na kawę z cebulą i wyrzekał, że wogóle za dużo ma roboty: pielęgnowanie uroczego kwiatu, przygrywanie szczurom, oswajanie jaszczurek i pająków, ostrzenie pióra, kucie napisów, prowadzenie dziennika, jednem słowem, więźniem będąc, tyle miał pracy i odpowiedzialności, jak nigdy przedtem. Tomek zniecierpliwiony ostro wymawiać mu zaczął niewdzięczność.
— Jakto? — powiada — zdarza ci się sposobność, nie każdemu dana więźniowi, rozsławić swe imię po całym świecie, przekazać je pamięci potomnych, a ty ocenić tego nie umiesz? Wstydź się, Jim! Inaczej o tobie myślałem.
Zawstydził sie więc Jim, uznał swą winę, przyrzekł nie wpadać w nią więcej i przejednał Tomka, poczem obaj udaliśmy się na wypoczynek.
Wstawszy raniutko, pobiegliśmy do najbliższej wioski, do sklepiku, po pułapkę na szczury, najlepszą, jakąśmy znaleźć mogli, a po otworzeniu największej nory, w niespełna pół godziny, mieliśmy z piętnaście