ogromnych szczurów, które w pułapce dużej, jak klatka, schowaliśmy pod łóżko cioci Salusi. Ale mały Tomek-Tomasz-Franklin-Benjamin-Jefferson-Aleksander Phelps, znalazłszy pułapkę, otworzył drzwiczki dla przekonania się, czy szczury wyjdą. I wyszły! wszystkie, co do jednego! Na to wchodzi ciocia Salusia i my też wracamy z pająkami. Ciocia, stojąc na łóżku, krzyczy w nieboglosy, a szczury robią, co mogą, żeby ją rozerwać, skacząc po pokoju, przewracając koziołki — istna heca! Przetrzepała nas ciocia prętem co się zowie, i trzeba było znów łapać szczury, króre już były znacznie mniejsze. Zmarnowała się nasza praca przez tego bębna nieznośnego!
Dobraliśmy sobie za to pająki jak na wystawę! Nałowiliśmy także żab, gąsienic i różnych takich stworzeń; chcieliśmy także zabrać i gniazdo szerszeni, ale nie udało się. Za to jaszczurek, małych węży domowych, odznaczających się pięknem ubarwieniem, znalazło się co niemiara. Wpakowaliśmy to wszystko do worka, zanieśli go do swego pokoju, a że się już miału ku wieczorowi, siedliśmy do kolacyi z ogromnym apetytem po całodniowej pracy mozolnej.
Po kolacyi wracamy i... cóż państwo powiecie? ani jednego węża! Worek był źle zawiązany i wszystko to się rozlazło. Nie bardzośmy się jednak zmartwili, wiedząc, że nie pójdą daleko i zawsze gdzieś w domu się znajdą. I prawda! przez dni kilka nikt nie mógł się uskarżać na brak ich w domu. Zwieszały się z sufitów, leżały na półkach, a najczęściej zdarzało się, że spadały na talerz, albo na szyję,
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.