wtedy, gdyś ich wcale nie potrzebował. Ale przynajmniej było z niemi w domu bardzo ładnie, zwłaszcza, że nic złego nikomu nie robiły.
Kto jednak z ciocią Salusią trafi do ładu! Do wszystkich węży, do najrzadszych nawet, złotem prążkowanych, miała „obrzydzenie,“ jak mówiła. Nie mogła ich znieść! Co który na nią spadnie, to żeby nie wiem jak zajęta była robotą, rzuca wszystko ucieka. Nigdy w życiu nie widziałem takiej grymaśnej kobiety. A krzyczała! Na drugim końcu świata słychać ją było. Żadnego z nich przez szczypce nawet wziąć nie chciała, a jeżeli, bywało, znalazł się który w jej łóżku, to wyskakiwała, jak oparzona i podnosiła taki gwałt, jakby się cały dom palił.
Nawet wówczas, gdy już od tygodnia ani jednego węża nie było w domu, jeszcze się ciocia nie uspokoiła. Siedzi, bywało, i myśli o czemś — dosyć przyjść i delikatnie musnąć ją piórem po karku, żeby się zerwała na równe nogi tak, jakby chciała wyskoczyć z własnych pończoch. Istotnie, ciekawe to zjawisko! Tomek powiada, że wszystkie kobiety takie, że już tak je Pan Bóg stworzył, nie wiadomo dlaczego.
Mniejsza o szturhańce, których nam ciocia nie szczędziła, bom ich nie czuł, ale cośmy mieli kłopotu ze zbieraniem wężów, to strach! Nazbieraliśmy ich jednak sporo, jak również żab, jaszczurek i wszystkiego. Co to był za milutki kącik, ta komórka Jim’a, gdy się wszystko po niej rozpełzło! Jim nie mógł polubić pająków, a i one jego, że zaś po wszystkich kątach było ich pełno, więc biedny więzień nie wiedział, gdzie się ma podziać. Szczury, węże
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.