Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

Bierz sobie tyle masła, ile chcesz... No, a teraz idź zaraz do łóżka i nie pokazuj mi się aż do rana!
Jednym susem przebyłem schody, drugim nasz pokój, a zsunąwszy się po piorunochronie w mgnieniu oka, pędzę ku przybudówce. Słowa więzły mi w gardle, gdym opowiadał Tomkowi, co się dzieje, dodając, że minuty niema do stracenia, że dom pełen mężczyzn uzbrojonych...
Tomkowi aż się oczy iskrzą z radości:
— E! doprawdy? — woła. — A to świetnie! to znakomicie! To nam się udało! Gdyby można jeszcze poczekać...
— Nie można! nie można! — przerywam. — Gdzie Jim?
— Za tobą; wyciągnij po za siebie ramię, a namacasz go. Już przebrany i wszystko gotowe. Zaraz ruszymy, a wówczas dam hasło... Ale zanim to nastąpiło, usłyszeliśmy kroki zbliżające się ku drzwiom, a wreszcie głos:
— Mówiłem wam, że to za wcześnie... Nie przyszli... drzwi zamknięte... Niech kilku z was wejdzie do komórki i zaczai się na nich... Strzelajcie jak tylko wejdą... Reszta niech się rozstawi, gdzie może i nasłuchuje... Niezadługo już nadejść powinni... Wszedłszy, nie widzą nas, bo ciemno, ale że komórka niewielka, a ich kilku, więc o mało nam nóg nie przydeptali, podczas wędrówki naszej pod łóżko.
Jim wyszedł najpierwszy, ja za nim, Tomek na ostatku, bo taki zalecił porządek. Stojąc już w przybudówce słyszymy, że ktoś chodzi pod ścianą. Tomek szeptem oznajmia nam, że gdy usłyszy oddalające się kroki, trąci nas obu dla oznaczenia