Przyrzekłem spełnić wszystkie jego zlecenia i popłynąłem ku wsi, Jim zaś, miał się skryć w lesie, i pozostać tam, dopóki doktór nie odjedzie.
Doktór, niemłody już człowiek, wyglądał na staruszka bardzo poczciwego. Opowiedziałem mu, że brat mój i ja udaliśmy się wczoraj po południu na polowanie, na wysepkę, zwaną Spanish-Island, że spędziliśmy noc na tratwie, przypadkiem znalezionej, że około północy przytrafił się wypadek bardzo niemiły, gdyż brat mój przez sen widać potrącił fuzyę, która wypaliła raniąc go w nogę. Prosimy więc doktora, żeby był łaskaw odwiedzić go, opatrzyć i nic nie mówić nikomu, bo... bo chcemy, żeby nikt nie wiedział o wypadku.
— Zkądże wy jesteście?
— Siostrzeńcy Phelps’ów, z sąsiedztwa.
— Wiem, wiem.
I po chwili dodaje: — Powtórz-no, jakim to sposobem postrzelony został twój brat?
— Śniło mu się coś, panie doktorze i... i strzeliło.
— Hm! Dziwny sen! — powiada dokótr.
Wziął jednak swoją latarnię, torbę z narzędzia-