Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

Próbowałem wymówek, obiecywałem odszukać Sida i z nim powrócić. Wszystko na nic!
Gdyśmy przed dom zajechali, ciotka ujrzawszy, mnie, zaczęła śmiać się, płakać, całować mnie i szturchać, mówiąc, że tak samo i Sid oberwie.
Dom pełen był gości, dzierżawcy bowiem zostali na obiedzie, razem z żonami, które do nich przybyły, gwarno więc było, jak w ulu. Kobiety gadały okrutnie, a najwięcej stara mistress Hotchkiss, której język ani na chwilę nie odpoczywał.
— A wiesz, „siostro“ Phelps — mówiła do cioci Salusi — przetrząsnąwszy wszystkie kąty komórki, przekonałam się, że ten wasz murzyn był waryatem. Powiedziałam to nawet „siostrze“ Dawrell... Siostro Dawrell, czy nie mówiłam? Ten murzyn, mówię, to czysty waryat, mówię... Temi słowy powiedziałam. Nietylko ona jedna słyszała; czysty waryat, powiedziałam. Ze wszystkiego widać, że waryat. Bo... ten kamień młyński, naprzykład... Niech mi kto powie, czy człowiek przy zdrowych zmysłach będzie wykuwał jakieś banialuki na kamieniu? Tu: „pękło serce,“ a tam znów: „trzydzieści siedm lat,“ albo „syn naturalny Ludwika“ i różne brednie. Zupełny waryat, powiadam. Od tego zaczęłam i na tem kończę; waryat, gorszy od Nabuchodonozora... Mówię i powiadam, że waryat.
— A widziałaś „siostra“ Hotchkiss, ową drabinę sznurową, z gałganów poskręcanych? — pyta mistress Dawrell — na co też potrzebna była drabina?
— To samo, akurat to samo, słowo w słowo to samo mówiłam dopierusieńko „siostrze“ Utterback. Niech sama powie, czy nie mówiłam? Spójrz, „sio-