Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

stra,“ mówię, na tę drabinę. Na co mogła mu być potrzebną drabina?
— Ale jakimże sposobem wniesiony tam został ów kamień i kto wykopał dziurę? i kto...
— To samo, słowo w słowo to samo i ja mówiłam, „bracie“ Peurod. Podaj mi, proszę, cię, salaterkę z melasem? Siostrze Dunlap mówiłam przed chwilą: jakim sposobem wnieśli ten kamień młyński? I bez pomocy, mówicie państwo, bez pomocy! Otóż nie! Była pomoc, ja mówię... dużo nawet było pomocy... ze dwunastu ludzi co najmniej pomagało murzynowi... Ze wszystkich murzynów, jacy tu są, odarłabym skórę, ale dowiedziałabym się, kto pomagał...
— Bo też i prawda. Przez cztery tygodnie wszyscy wasi murzyni musieli po całych nocach pracować, siostro Phelps? Bo, proszę cię, ta koszula? Calusieńka zapisana tajemnem pismem afrykańskiem, i krwią pisana, nie atramentem! To nie jeden człowiek pisał, co najmniej dziesięciu! Tu ważne muszą być tajemnice. Dałabym ze dwa dolary, żeby wiedzieć, co tu stoi, tym zaś, co mu pomagali, plag-bym nie szczędziła. On musiał mieć pomoc!
— Ma się rozumieć, że miał! — odezwała się ciocia Salusia. — Gdybyście byli w tym domu przez ostatnie cztery tygodnie! Co się tu działo! Strach! Z pod ręki ginęło wszystko, choć czuwaliśmy dzień i noc, ja Silas i dwaj moi siostrzeńcy. Duchy-by zręczniej nie działały. Ja nawet myślę, że to duchy, skoro psy nasze, najlepsze w całej okolicy, nie wpadły na trop! Nic nie zwęszyły. Proszę mi to wytłumaczyć? Proszę! Kto mi to wytłómaczy?