zdrowego niewolnika. Ochłonęli więc najzapalczywsi, klnąc tylko Jim’a i szturchając gdzie popadło. Jim, smutny i milczący, patrzył tak na mnie, jakbyśmy się spotkali pierwszy raz w życiu. Zaprowadzono go do tej samej komórki, kazano mu włożyć własne jego ubranie i wzięto na łańcuch, tym razem do haka potężnego przytwierdzony. Włożono mu kajnany na ręce i na nogi, a wreszcie zapowiedziano mu, że będzie tylko dostawał chleb i wodę, póki się nie zgłosi jego właściciel; w przeciwnym razie będzie sprzedany z licytacyi.
Po tych operacyach zagrzmiały znów przekleństwa i wymyślania, podczas których zjawił się doktór.
— A nie wymyślajcie mu — rzekł — nad potrzebę, bo to poczciwe murzynisko. Kiedym się dostał na ową tratwę, gdzie znaleźć miałem chorego, byłem w trwodze, że nie dam sobie rady bez pomocnika. O zostawieniu samego chłopca nawet być mowy nie mogło, gdyż bredził nieprzytomny, rzucał się, nie pozwalając przystąpić do siebie. Groził, krzycząc, że jeżeli się ośmielę naznaczyć kredą jego tratwę, to mnie zabije i tym podobne plótł brednie. Widząc, że z każdą chwilą mu gorzej, że nie dam rady, mówię sam do siebie, rzecz prosta, że, bądź co bądź, trzeba chorego tak zostawić i poszukać jakiejś pomocy. Wtem, jakby z pod ziemi, staje przedemną murzyn oświadczając, że mi pomoże... I pomógł; doskonale zrobił wszystko, co trzeba. Naturalnie, zaraz się domyśliłem, że to zbiegły murzyn, więc nie mogąc się ruszyć, musiałem, jak przykuty, siedzieć przez resztę nocy, a potem znów dzień i noc... Mam
Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.