Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

kilku pacyentów chorych na febrę i chętniebym ich poszedł odwiedzić a tu... ruszyć się boję, bo nuż przez ten czas murzyn ucieknie, to będę za to odpowiadał! Trzeba więc było siedzieć kamieniem i przyznać muszę, żem nigdy nie widział murzyna, któryby troskliwiej doglądał chorego i więcej mu okazywał przywiązania z narażeniem własnej wolności. O! taki murzyn, panowie, wart jest tysiąc dolarów... no i obchodzenia się z nim łagodniejszego.
Dopiero dziś rano, gdym o brzasku spostrzegł płynących łódką kilku ludzi, kiwnąłem na nich i przybyli akurat w porę, gdy murzyn, głowę złożywszy na kolanach spał, jak zabity. Związali go więc prędko i cicho. Że zaś chory, zasnąwszy, nic nie wiedział, co się z nim dzieje, więc przenieśliśmy go na łódź, wiosła owinąwszy gałganami, i popłynęli do brzegu.
Murzyn żadnego nie stawiał oporu, milczał i spoglądał tylko na chłopca, czy się nie zbudzi, nie jęknie... Poczciwe murzynisko, powiadam... Związać go trzeba było... na to niema już rady... Ale nie róbcie mu krzywdy...
— Ma racyę doktor — wtrącił głos jakiś — i murzyna krzywdzić nie należy.
Słysząc to, zmiękli i inni, a ja wdzięczny byłem doktorowi, że ujął się za Jim’em i że mówił o nim słowo w słowo to samo, co ja zawsze o nim myślałem. Bo, przyznać muszę, że po pierwszej rozmowie z Jim’em odgadłem w nim zaraz człowieka zacnego i dobre serce — a że czarne, to on już temu nie winien.
Dla złagodzenia doli Jim’a postanowiłem, po ro-