Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

zejściu się wszystkich, pójść do cioci Salusi i powtórzyć jej słowo w słowo to wszystko, co mówił doktór.
Miałem też przed ową rozmową nielada orzech do zgryzienia, boć przecie trzeba było wytłómaczyć cioci, dlaczegom jej nie powiedział o ranie Tomka, dlaczego skłamałem, że jest na poczcie, dlaczego jej pozwoliłem całą noc czekać na niego.
Miałem jednak dość czasu do namysłu, gdyż ciocia Salusia przez dzień i noc nie wychodziła z pokoju Tomka.
Nazajutrz rano usłyszałem, że Tomek zdrowszy i że ciocia Salusia poszła zdrzemnąć się trochę. Postanowiłem wówczas wejść do pokoju chorego i jeżeli nie śpi, obmyśleć wspólnie najlepsze zamydlenie oczu naszym starym. Ale Tomek spał smacznie i spokojnie, a zamiast czerwonych, jak ogień, policzków, z któremi go tu przyniesiono, miał twarz bladą, jak płótno.
Usiadłem więc w kąciku i czekam, aż się obudzi. Po jakiejś godzinie weszła na palcach ciocia Salusia. Sam nie wiedziałem, czy zostać, czy uciekać, ale ona, dawszy mi znak, żebym nie czynił hałasu, usiadła przy mnie i szeptem opowiadać zaczęła o symptomatach choroby pocieszających.
Wreszcie Sid poruszył się, przeciągnął, otwiera oczy, rozgląda się po całym pokoju i zupełnie naturalnym już głosem powiada:
— Aha! to ja jestem w domu! Zkądżem się tu wziął? Gdzie tratwa?
— Nie troszcz się, wszystko dobrze — odpowiadam.