Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

— A Jim?
— Bezpieczny!
— A to dobrze! Doskonale! Teraz możemy być spokojni. A powiedziałes też cioci?
— O czem, Sid? — wtrąciła ciocia.
— Ano, o wszystkiem, cośmy zrobili...
— O jakiem wszystkiem?
— Że to my wykradliśmy murzyna... My we dwóch!
— Łasko Boska! Oni wykradli! We dw...! Co też ten chłopiec wygaduje! Nieszczęście! znów stracił przytomność!
— Nie, ciociu, jestem przytomny i wiem doskonale, co mówię. Myśmy uwolnili Jim’a, my we dwóch: Tomek i Sid. Postanowiliśmy to uczynić i tak się stało. Rozgadawszy się, wciąż jechał dalej, a ciocia nie próbowała go nawet powstrzymać, tylko słuchała z oczyma szeroko rozwartemi.
— Tak, ciociu — trzepał Tomek — napracowaliśmy się przytem okrutnie przez kilka tygodni po całych nocach, gdy wszyscy spali. Bo to, widzi ciocia, musieliśmy mnóstwo rzeczy zrobić: ukraść świece, prześcieradło, koszulę, suknię cioci, łyżeczkę, nóż składany, starą formę blaszaną, żelazko do ogrzewania pościeli, kamień młyński, mąkę i mnóstwo jeszcze różnych drobiazgów. A żeby ciocia wiedziała, jak nam było trudno zrobić piłę i pióra, i kuć napisy! Ale też bawiliśmy się przewybornie! Musieliśmy także rysować trumny i trupie głowy, pisać bezimienne listy, zsuwać się i wdrapywać po piorunochronie, wykopać przejście podziemne, skręcić sznur na drabinę, zapiec ją w pierogu, ukradkiem przesyłać