Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

dziliby Jim’a do miasta. I on bohaterem-by został i my! Nie udało mi się do końca, ale i to, co się udało, sztuka nielada!
Ma się rozumieć, że natychmiast wypuszczono Jim’a z komórki, a gdy obie ciocie i wujaszek dowiedzieli się od doktora, jak Jim troskliwie doglądał Tomka, zaczęli rozczulać się nad nim, karmić go, poić, nie dając mu żadnej roboty, żeby odpoczął należycie. Przyprowadziłem go do Tomka, który w łóżku leżeć jeszcze musiał, i nagadaliśmy się, aż miło! Jim, okrutnie uradowany, rzekł do mnie:
— A pamiętasz, Huck, com ci mówił, jeszcze tam, w domu, u miss Watson? Mówiłem, że mam na piersiach włosy i że to znak szczęśliwy... A co? nie miałem racyi? Czy nie przepowiedziałem, że po raz drugi będę bogaty? Nie, Huck, nie gadaj! znaki są znakami: pamiętaj to sobie!
Potem zabrał głos Tomek i prawił... prawił... namawiając nas, żebyśmy nakupiwszy zapasów, uciekli we trzech którejkolwiek nocy i puścili się na szukanie przygód śród Indyan, gdzie zabawilibyśmy z kilka tygodni.
— Dobrze — odpowiadam — z ochotą, tylko, że nie mam pieniędzy, a i z domu nic nie dostanę, bo zapewne tatko oddawna musiał zabrać mój skarb od sędziego i przepić wszystko co do grosza.
— Nie, masz go dotąd — powiada Tomek. — Pieniądze są wszystkie, sześć tysięcy dolarów z górą. Ojca twego nie było do chwili mego wyjazdu.
Na to rzekł Jim uroczyście:
— I nie będzie go wcale. Nie powróci.
— Dlaczego, Jim?