Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/108

Ta strona została przepisana.

dzaju krynoliny z żeber. Ten sam los spotkał również i pozostałe dania. Po wetach rozpoczęła się pijatyka, która rozwiązała języki. Beczułki wina i miodu znikały jedna za drugą i ukazywały się znowu, towarzystwo stawało się coraz bardziej hałaśliwe i wesołe. Żarty, dowcipy i rozmowy, w których brały udział również i damy stawały się coraz bardziej rozwiązłe. Mężczyźni opowiadali anegdotki, których niepodobna było słuchać, lecz które tu na niczyjej twarzy nie wywoływały rumieńca wstydu. Gdy zaś sprośność przekraczała wszelkie granice, wówczas całe zebranie pokładało się od śmiechu, który przypominał końskie rżenie i od którego drżały ściany. Damy odpowiadały na to historyjkami, któreby w stanie były zażenować nawet królową Małgorzatę Nawarską lub Katarzynę Wielką. Tu zaś te rzeczy nikogo nie konfudowały, lecz odwrotnie, wszyscy ryczeli ze śmiechu na najrozmaitszy sposób. Bohaterami najbardziej obleśnych historyj były osoby z duchowieństwa, co nie przeszkadzało bynajmniej kapelanowi zaśmiewać się wraz z resztą towarzystwa. Co więcej, ustępując ogólnym prośbom, dobry pater zaśpiewał ochrypniętym głosem najbardziej pikantną ze wszystkich piosenek, jakie tu śpiewano w ciągu tej nocy.
Koło północy wszyscy byli wyczerpani piciem i krzykiem i naturalnie wszyscy byli pijani. Jedni byli ponurzy drudzy podnieceni, niektórzy tylko weseli inni rozmarzeni, a inni znowu spali jak zabici pod stołem. Z dam najokropniejszy widok przedstawiała młodziutka wesoła księżna, dopiero od niedawna zamężna. Prześcignęła ona nawet słynną wiele wieków później córkę Regenta Orleańskiego, którą wyniesiono z sali po wielkoświatowym proszonym obiedzie pijaną do utraty przytomności. Było to za ostatnich haniebnych dni starego regime’u.
Nagle, kiedy kapelan podniósł ręce, a wszyscy którzy nie stracili jeszcze przytomności, pochylili głowy,