Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/120

Ta strona została przepisana.

pobratymca królowej. Krewniak ten przygotował dlań pułapkę, by go zabić, lecz ten okazał się sprytniejszy i poderżnął mu gardło. Naturalnie, że nie za to chciałem zostawić go w lochu, lecz za to, że zrujnował całą wieś w swych posiadłościach. Królowa miała chęć powiesić go za zabójstwo krewnego. Lecz objaśniłem jej, że nie można uważać za zbrodnię zabójstwa mordercy. Za zrujnowanie wsi natomiast godziłem się go powiesić natychmiast. Królowa po krótkim namyśle ustąpiła.
Mój Boże, za jakie drobiazgi rzucono tu do tych okropnych lochów owych czterdzieści siedm mężczyzn i kobiet. Niektórzy trafiali tu bez najmniejszej winy, a wprost naskutek czyjejś urazy i nienawiści, nietylko królowej, ale także i jej przyjaciół. Jeden z najdłużej przebywających tu zbrodniarzy został uwięziony za wypowiedzenie nieostrożnej uwagi o tem, że wszyscy ludzie są jednakowi i że gdyby rozebrać cały naród do naga i wpuścić do kraju cudzoziemca, to nie odróżniłby on króla od pierwszego lepszego rybałta, a księcia od własnego sługi. Widocznie umysł tego człowieka nie uległ całkowitej atrofji, nie bacząc na idjotyczne wychowanie i środowisko. Oswobodziłem go i odesłałem do swojej fabryki.
Niektóre z nor, wyrąbanych w skale, leżały tuż nad przepaścią i poprzez wąską szczelinę uwięziony mógł widzieć promień błogosławionego słońca. Klatka jednego z tych nieszczęśników była urządzona ze specjalnie wyrafinowanem okrucieństwem. Z ciemnego i ponurego swego gniazda skalnego, znajdującego się na olbrzymiej odległości, mógł widzieć poprzez wąską szparę swój dom, w dalekiej dolinie. W ciągu dwudziestu lat rozdzierał sobie serce widokiem rodzinnego utraconego ogniska. Widział ognie,