Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/123

Ta strona została przepisana.

według jej pojęć ci odziedziczeni przez nią więźniowie byli jej własnością i pozatem niczem, Gdy dostajemy coś w spadku, nie przychodzi nam na myśl wyrzucić tego przez okno, nawet w tym wypadku, gdy to „coś“ nie przedstawia żadnej wartości.
Gdy wyprowadziłem moją procesję ludzkich ruin na światło Boże, uprzednio zawiązawszy im oczy, które dziesiątki lat nie widziały słońca, było na co patrzeć. Gromada szkieletów, potworów i widm mniejszeby wywarła wrażenie.
— Dobrze byłoby teraz ich wszystkich sfotografować! — mimowoli wyrwało mi się na ich widok.
Znamy wszyscy ludzi, którzy nigdy się nie przyznają, że nie zrozumieli jakiegoś obcego wyrazu. Im bardziej są nieokrzesani tem bardziej starają się wykazać coś wręcz przeciwnego. Królowa należała właśnie do tego gatunku ludzi i dlatego jej rozmowy ze mną nie były pozbawione częstokroć najbardziej nieprzewidzianych i zabawnych momentów.
I tym razem zamyśliła się na chwilę, później twarz jej się rozjaśniła i odchodząc, powiedziała mi, że z chęcią uczyni to dla mnie.
Byłem zaskoczony wiadomością, że królowa ma pojęcie o fotografji. Ale moja towarzyszka nie długo mi się pozwoliła namyślać. Obejrzawszy się, ujrzałem, że zbliża się do procesji z toporem w ręku.
Doprawdy zadziwiającą kobietą była ta Morgan la Fay! Znałem w swoim czasie różne kobiety, lecz pod względem oryginalności i skomplikowania przewyższała ona je wszystkie o niebo. Oto był charakterystyczny dla niej epizod! Królowa, rozumie się, nie bardziej od pierwszej lepszej krowy rozumiała co znaczy fotografować procesję, lecz rozstrzygnęła swą wątpliwość, próbując zastąpić aparat siekierą.