Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/151

Ta strona została przepisana.

— Do samego wierzchu w ciągu dwustu lat, tak mówią kroniki, zostawione przez naszych poprzedników.
Wówczas rzekłem:
— Ażeby zpowrotem podnieść poziom wody w studni, będę musiał uciec się do bardzo trudnego cudu. Jestem pewien, że wkrótce będę musiał wyręczyć w tej pracy Merlina. Kolega Merlin jest bardzo przeciętnym czarownikiem i może liczyć na jakiekolwiek wyniki tylko w zakresie salonowej magji. Ale ja potrafię dokonać tego cudu i dokonam go! Nie ukrywam, jednak, że będzie on wymagał z mojej strony bardzo wielkiego wysiłku.
— Nikt nie wie o tem lepiej od naszego bractwa. Mamy wiadomości, z których wynika, że dawniejszemi czasy to zło można było usunąć po wielu wysiłkach i to nie prędzej, niż w ciągu roku. Wszyscy jednak będziemy zanosili modły do Boga, aby twoja praca dała pomyślne wyniki.
Było rzeczą niezbędną szerzenie wiadomości, że zadanie, które przedemną stoi, jest niepospolicie trudne. Mnich był oczywista pełen szacunku dla mego przedsięwzięcia i rozumie się, że nie omieszka doń odpowiednio usposobić swych towarzyszy. W ciągu dwu dni w miasteczku będzie się kotłowało.
Wracając w południe do domu, spotkałem Sandy: zwiedzała ona siedziby pustelników.
— Chciałbym zrobić to samo — rzekłem do Sandy. — Dzisiaj jest środa, czy przyjmują oni z rana?
— Jak się wyraziłeś, sir?
— Co do przyjęć? No, czy zrana sklepik jest otwarty, czy pracują oni rankiem?
— Pracują?